W UE toczy się dyskusja nad zmianą kategorii choroby BTV. Jacek Zarzecki, wiceprzewodniczący Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny zaznacza, że w związku z tym, że obserwujemy systematyczny spadek pogłowia w Polsce i UE, a wiele gospodarstw rezygnuje z produkcji mleka i przestawia się na produkcję bydła mięsnego, brakuje materiału opasowego. Na polskim rynku cieląt i odsadków typowo mięsnych jest niewiele, co pokazuje, że sprawna wymiana handlowa w tym przypadku jest bardzo ważna. Równie ważne w gospodarstwach jest zachowanie systematyczności obrotu, a tym samym płynności finansowej, która z kolei zależy od możliwości zakupu materiału opasowego. Większość odsadków i cieląt mięsnych rolnicy kupują od importerów. Import jest utrudniony przez BTV.
Będzie łatwiej o cielęta i odsadki?
- Swoboda obrotu zwierzętami jest kluczowa dla stabilności ekonomicznej. Dlatego przeniesienie BTV do kategorii D uprości przepisy dotyczące przemieszczania zwierząt w UE, zniesie obecny podział na strefy wolne i objęte restrykcjami, co ułatwi dostęp do materiału hodowlanego i opasowego. Import bydła z roku na rok rośnie i w zeszłym roku przekroczył ponad 260 tysięcy szt. Dlatego też potrzebujemy równowagi między handlem a zdrowiem: potrzebne są przejrzyste przepisy, które jednocześnie ułatwią obrót bydłem i zabezpieczą zdrowotność stad – zaznacza Jacek Zarzecki.
Jak podaje KOWR w pierwszym półroczu 2025 r. do Polski przywieziono 136 tys. szt. żywca wołowego, w którym około 60% (81 tys. szt.) stanowiły cielęta. Żywiec importujemy przede wszystkim z Litwy (33 tys. szt.), ze Słowacji (24 tys. szt.), z Łotwy (18 tys. szt.), Estonii (11 tys. szt.), Irlandii, Niderlandów i Węgier (po 8 tys. szt.).
Komplikacje w handlu wołowiną?
Z jednej strony zmiana kategorii to korzyść dla wymiany handlowej wewnątrz Wspólnoty, z drugiej komplikacje, gdyż kraje trzecie wymagają dokumentów potwierdzających, że zwierzęta są wolne od BTV. W takiej sytuacji będzie konieczność wypracowania nowych porozumień bilateralnych i certyfikacji.
- Jednak w obecnej sytuacji zagrożona jest rentowność blisko 100 tysięcy gospodarstw rolnych zajmujących się opasem i uzależnionych od zakupu bydła. Polska Platforma Zrównoważonej Wołowiny stoi na stanowisku, że rekategoryzacja BTV do kategorii D przyniesie korzyści sektorowi wołowiny w Polsce poprzez ułatwienie handlu, jednak potrzebujemy zapewnienia mechanizmów nadzoru i wsparcia w zakresie szczepień: umożliwienie stosowania szczepień profilaktycznych przeciwko BTV, z częściowym finansowaniem publicznym, co ograniczyłoby ryzyko epidemiczne. Apelujemy, aby Polska aktywnie uczestniczyła w pracach Komisji Europejskiej i dążyła do wypracowania kompromisu: ułatwienia obrotu bydłem przy jednoczesnym utrzymaniu skutecznych narzędzi kontroli i wsparcia dla hodowców – podkreśla Zarzecki.
Ile Polska eksportuje wołowiny?
Jak wynika z najświeższych danych KOWR Polska rocznie produkuje 500–600 tys. ton żywca wołowego. Jest ponadto 5 producentem wołowiny w UE, tuż po Francji, Niemczech, Hiszpanii i Włoszech. Warto zaznaczyć, że nawet 80-90 proc. produkcji jest eksportowane ponad 80% – do krajów UE, reszta na rynki krajów trzecich.
- W pierwszym półroczu 2025 r. z Polski wyeksportowano 280 tys. ton produktów wołowych i cielęcych (w ekwiwalencie tusz), o 4% więcej niż przed rokiem. Przychody z eksportu wyniosły ponad 1,7 mld euro (7,4 mld zł) i były o 32% większe rok do roku – czytamy w raporcie KOWR.
Największymi odbiorcami spoza UE jest Turcja (9%, 21 tys. ton), Wielka Brytanii (4%, 10 tys. ton) i Izrael (2%, 3 tys. ton) (dane za pierwsze półrocze). Jednak rozmowy konieczne będą w przypadku wszystkich państw trzecich m.in. krajów arabskich czy azjatyckich. Obecnie wysyłamy wołowinę do 20-25 państw poza UE.
- Obostrzenia w przemieszczaniu zwierząt w przypadku niebieskiego języka są de facto gorsze niż przy pryszczycy. Brak zwierząt to problem dla 100 tysięcy gospodarstw, ale i zakładów, które aby zdobyć towar muszą podbijać stawkę żeby utrzymać moce przerobowe. To powoduje windowanie cen, które dzisiaj mamy prawie najwyższe w Europie. Niby to cieszy, ale może się to odbić czkawką, bo nasi odbiorcy będą, innych rynków dostaw, a może być tak, że zakłady z powodu braku zwierząt będą ściągały tusze z zagranicy do rozbioru. Nie możemy przegrzać koniunktury, bo skończy się to źle – dodaje w rozmowie z naszą Redakcją Jacek Zarzecki.
