StoryEditor

70% Żuław zniszczonych przez wodę. "Komornicy nas rozszarpią"

– Tu wszyscy, mieszkańcy i rolnicy mówią, że Żuławy mają być zlikwidowane. To, co się dzieje, to celowe działanie nakierowane na likwidację naszych gospodarstw – mówi Wiesław Zbroiński, sołtys Mokrego Dworu i prezes Stowarzyszenia Sołtysów Gminy Pruszcz Gdański.

04.08.2025., 16:16h

Panie Wiesławie, jest pan bezpośrednim uczestnikiem i świadkiem powodzi na Żuławach - jak wygląda tam sytuacja teraz?  

Różnie. W niektórych miejscach, jak u mnie, gdzie postawiliśmy dodatkowo 9 pomp, jest w miarę dobrze – woda zeszła, kanały mamy puste. Ale nie wiemy, jak będzie na polach.  

Na terenie Krępca, Mokrego Dworu i Lędowa sytuację mamy opanowaną. Byliśmy przygotowani do wody, już na 3 tygodnie przed ulewą. Niestety, woda spiętrzyła się w nocy na tyle, że nasze, kiepskiej jakości pompy, nie dały rady na polderze Krępiec. Dlatego od 7 rano zebraliśmy się wszyscy, Straż Pożarna i pracownicy Urzędu Gminy, i postawiliśmy najpierw jedną pompę, później drugą pompę, później traktory z pompami, później trzecią pompę. Potem przyjechało wojsko i przez 31 godzin upróżniliśmy kanał. To pomogło nam na tyle, że teren Krępca, Mokrego Dworu i częściowo Lędowa nie został zatopiony, tak jak w 2001 roku. Bo my już mieliśmy nauczkę po 2001.  

Udało nam się ściągnąć wodę na polach, ale dzisiaj nie wiemy, co będzie. Już widać, że na niektórych polach położyła się nać marchewki; ziemniak z zielonych łęcin zrobił się cały brązowy. Co będzie, zobaczymy za 2-3 tygodnie. Wiślinka, Bogatka, Przejazdowo, Bystra – tutaj są problemy z powodu wyłączenia pomp w nocy.  

Myśmy nie pozwolili na wyłączenie pomp. Jeśli ktoś za to będzie miał być ukarany, to będziemy interweniować.  

Właśnie - rolnicy obciążają winą za powódź Wody Polskie. Wody odpowiadają, że rolnicy kłamią. Skąd ta tak wielka rozbieżność w ocenie sytuacji? 

Wody Polskie niestety mówią wszystko odwrotnie niż było, dyrektor RGWZ nie ma sobie nic do zarzucenia, a my mamy dowody, że to nie pompiarze podjęli decyzję o wyłączeniu pomp. W środę o 23 zwołałem sztab kryzysowy w Mokrym Dworze - był starosta, urzędnicy z Gminy, Państwowa Straż Pożarna i podczas rozmów przedstawiciel Wód Polskich potwierdził, że nakazali wyłączyć wszystkie pompy, żeby ratować wały na Motławie. A tam nie było żadnego zagrożenia, bo woda na Motławie nie podniosła się przez 30 godzin nawet o centymetr.  

Ale my wiemy, dlaczego to zrobiono - bo Wody Polskie nie są w stanie określić, jak mają być dziurawe wały na rzekach Czarna Łacha i Motława. Od 6 stycznia mają wszystkie dziury pokazane, nic nie zostało zrobione. Stoją kołeczki z flagami, że jest dziura i tyle. To była główna przyczyna zaprzestania pompowania. 

To spowodowało kolosalne straty, niedługo wszyscy będziemy je liczyć. Już na pewno nie pomłócimy rzepaków, bo nie możemy w pola wjechać. Pszenica jeszcze stoi gdzieniegdzie w wodzie, nie wiemy, kiedy wjedziemy.  

Czy tylko kanały i pompy odpowiadają za stan stosunków wodnych na Żuławach? Czy rolnicy, samorządy, są zupełnie bez winy? A może to wina bobrów?  

My jako rolnicy dbamy o rowy. Gdy tylko kończą się żniwa, na drugi dzień większość rolników kosi rowy. W Krępcu i Mokrym Dworze, nauczeni powodzią z 201 r., co dwa-trzy lata odmulamy wszystkie rowy.  

Na pewno znajdzie się trochę rolników, którzy nie dbają o rowy, ale to jest systemowo źle rozwiązane, bo każde starostwo ma możliwości wymuszenia na rolnikach dbania o rowy. W latach 80. chodziły co roku komisje z pracownikiem gminy, sołtysem i wioska po wiosce sprawdzały, czy rowy są wykoszone – a jak nie były, to rolnik dostawał mandat. Dziś nie ma żadnych kontroli, żadnego nadzoru. 

Ale dbanie o rowy nic nie da, jeśli woda nie ma gdzie z tych rowów zejść. A nie ma - są popsute urządzenia, a o odmulaniu kanałów przez Wody Polskie można książki pisać. One nie są ani okaszane, ani odmulany - zresztą, oni nie wybierają mułu, tylko koparka hakuje kanał, zabiera może z 10% tego, co powinna.  

Czy to dlatego, żeby nie zniszczyć ekosystemu?  

Z pewnością - wały są niekoszone, bo tam ptaki się gnieżdżą, dziury bobrowe nie likwidowane, no bo bobry. Wody Polskie chronią wszystkie istoty żywe, poza ludźmi.  

Teraz mówią, że zrobią zabezpieczenia przed bobrami. Wie pan, jak to będzie wyglądać? Najpierw wydadzą pieniądze na opracowanie techniczne, potem jeszcze większe na projekty, potem na firmy, które będą kładły siatki... Wydadzą miliardy złotych, a bóbr nadal będzie żył w tych wałach. A jak nie znajdzie sposobu, żeby tam żyć, to wyjdzie na nasze pola. Zresztą, już mamy bobry na polach - robi nam tamy na rowach, na kanałach.  

Bóbr na Żuławach, terenach depresyjnych, nie ma prawa być - tak zresztą jak w Holandii. Jest szkodnikiem i domagamy się, żeby u nas bobra nie było.  

Rolnicy są dziś chyba największymi ekologami, jacy mogą być: potrafimy przenieść ptasie gniazdo z jajami, ominąć zająca z młodymi - naprawdę o to dbamy. Ale nie możemy dbać o zwierzę, które nas utopi.  

Wody Polskie nigdy nie przyznają się, że wyrwa na rzece Kłodawie, czy na Bielawie, jest nie tylko z powodu wysokiej wody. Bo wszystkie przecieki są po dziurach bobrowych.  

Pańskim zdaniem dla Wód Polskich ważniejszy jest bóbr niż mieszkańcy Żuław? 

Proszę pana, tu wszyscy mówią, mieszkańcy i rolnicy, że Żuławy mają być zlikwidowane. To, co się dzieje, to celowe działanie nakierowane na likwidację gospodarstw. Zabrania się nam orania pól, okaszania rowów, odmulania rowów - to mamy na terenie depresyjnym zostawiać bagna? Przecież te rowy i nasze gospodarstwa to system naczyń połączonych - jeśli ja nie wykoszę rowu, to woda zaleje innych.  

To jest celowe, bo my w Polsce produkujemy za tanio, pracujemy za dużo, więc jesteśmy konkurencją. Tak mówią wszyscy rolnicy.  

Co więc zrobicie? Jaki macie plan?  

Nam nikt nie pomoże. Ja na terenie Mokrego Dworu przeżyłem dwie powodzie - jedną w 1980, a jeszcze gorszą w 2001 – woda zalała nas na 2 metry, bo puszczono nam "lewym" przelewem wodę. Jedyna pomoc, jaką dostaliśmy, to tona pszenicy od Caritas Polska. Owszem, umorzono nam ratę podatku - śmieszne pieniądze.  

Ale teraz rolnicy będą mieli większy problem – bo dziś gospodarstwa nie prowadzi się powoli, inwestując z zaoszczędzonych pieniędzy. My wszyscy mamy potężne kredyty, wzięte przecież na podstawie spodziewanych dochodów. A teraz nie mamy co zbierać, więc z czego oddamy pieniądze za sadzeniaki, opryski, z czego spłacimy kredyty?  

Część rolników pewnie splajtuje, komornicy nas rozszarpią - to nie są żarty. Na moim gospodarstwie uprawiamy 200 hektarów, mamy kontrakt na 60 hektarów ziemniaków: ziemniaki były piękne, przez dwa dni powodzi zbrązowiały wszystkie krzaki. Mamy kontrakt na marchewkę na surówki - teraz skąd wezmę ten towar.  

A odszkodowania za straty? Minister Krajewski obiecał, że będą... 

Gminy mają przyjąć wnioski w sprawie szacowania strat – komisje pewnie przyjdą za dwa tygodnie i albo coś zobaczą, albo nie, bo przecież jeśli jest "5 minut" pogody, to każdy łapie się za zbiór, żeby uratować cokolwiek. A później taka komisja stwierdzi, że szkody nie było, albo była za mała, żeby wypłacić odszkodowanie.  

Nawet 70% Żuław jest zniszczonych przez wodę, ale tak naprawdę nikt – premier, minister, wojewoda, nie rozmawia z nami o tym, co zrobić. Jakby nie było tematu. Wszyscy dyskutują o zaprzysiężeniu prezydenta, ale nikt nie rozmawia o nas, o Żuławach. Rząd się nie martwi o żywność, bo żywność przyjedzie z Ukrainy. A my? Co z nami?  

Przyjdzie komornik, przyjdzie drugi, zabiorą wszystko. Potem inni postawią nam farmy fotowoltaiczne i tak to będzie wyglądać. Po cichutku nas wykończą. Tak to wygląda.  

Rozmawiał: Albert Katana

Albert Katana
Autor Artykułu:Albert Katana
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
05. grudzień 2025 01:27