
Były polityk w rozmowie z top agrar Polska zwrócił uwagę, że sytuacja diametralnie się zmienia i nasz kraj nie może już tylko konkurować ceną.
– Jeżeli korzystamy na tym, że nasz większy od importu eksport w złotówkach, dolarach czy euro bierze się z tego, że dotąd prowadziliśmy przeróbkę mięsa w oparciu o niższe płace, o niższą cenę energii, to teraz wszystko się zmienia. Płace idą w górę, a energia jest jedną z najdroższych w Europie i trzy razy droższą niż w Chinach – podkreślił.
Ukraina rozpycha się na rynku
Piechociński zwracał uwagę, że konkurencja jest ogromna: – Wystarczy spojrzeć na wielkie, ukraińskie holdingi, które wchodzą do Europy, a często ich siedzibami jest Izrael, Malta, Lichtenstein czy Cypr.
– W związku z tym konkurencyjność rośnie. Jako Polska jesteśmy liderem w kurczaku, co jest niewątpliwie sukcesem. Jeżeli jednak policzymy ten i zeszły rok, to okaże się, że musieliśmy zutyliwać 17 mln kur w związku z grypą ptaków i rzekomym pomorem drobiu. O 1/4 spadła liczba kur niosek i nie widać impulsu do odbudowy tego potencjału – zaznaczył prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja.
Z drugiej strony mamy Brazylię (największy na świecie eksporter drobiu), gdzie grypa ptaków również powoduje potężne straty.
Cięlęta okazują się problemem
Janusz Piechociiński przyznał, że Polska może poszczycić się tym, że ok. 180 tys. gospodarstw zajmuje się produkcją wołowiny na tusze. Jednak gdy w Europie pojawiła się pryszczyca, sytuacja stała się trudna.
– Importujemy bardzo dużo cieląt nie tylko z Irlandii, ale również z Czech, Słowacji, Włoch czy Węgier. W przyszłym roku będziemy mieli gigantyczne problemy, bo okaże się, że polskich cieląt jest za mało w stosunku do możliwości sprzedaży – zaznaczył były wicepremier.
To powinno budzić nasze zaniepokojenie
Prezesa Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja zapytaliśmy nie tylko o kondycję polskiej branży mięsnej, ale również eksport rolno-spożywczy, a także bariery w rozwoju gospodarstw.
Janusz Piechociński zwracał uwagę, że polska wieś szybko się starzeje, mimo tego, że statystyki demograficzne wśród rolników nie są najgorsze. – Mamy coraz mniej w strukturze wsi produkcyjnych rodzin rolniczych, a coraz więcej tych żyjących z socjalu albo z innych zawodów. To powoduje narastanie fali konfliktów nad lokalizacją ubojni, kurników czy obór – wyjaśnił.
W odniesieniu do eksportu rolno-spożywczego należy wiedzieć, że istnieje szereg czynników, które powinny budzić nasze zaniepokojenie. O co chodzi?
– Mamy nadwyżkę w eksporcie żywności, która w większości trafia do krajów Unii Europejskiej, a więc rynku, który jest wysoce konkurencyjny i charakteryzuje się bardzo wysokimi kosztami produkcji. Dużo trudniej wchodzi się na nowe rynki, ponieważ jest to kwestia szeregu certyfikatów i dopuszczeń fitosanitarnych – stwierdził ekspert.
Trzeba poszukiwać nowych kierunków
Wyzwaniem dla polskiego sektora mięsnego i mlecznego jest także sprawa ceł, które tak chętnie podwyższa prezydent Donald Trump. I to bez oglądania się na konsekwencje. Nawet jeżeli dziś wydaje się, że te tematy są nam dalekie, to już niebawem mogą dotknąć także polskie rolnictwo.
Alternatywą mogą być inne rynki, na przykład Ameryka Południowa czy Azja. – Cieszymy się, że niedawno wysłano kilka kontenerów mleka do Kolumbii – przyznał Piechociński.
W ocenie eksperta wielkim kłopotem są bariery w zakresie wzrostu kosztów produkcji, w tym kosztów energii. To wszystko miesza się z problemami w zakresie budowy nowych biogazowni czy przemysłowych magazynów energii.
Swoje kłopoty ma także sektor przetwórczy, który notuje ciągłe braki fachowców. Szczególnie dobitnie widać to chociażby w przypadku pracowników sezonowych, których zwyczajnie brakuje.
– Kiedy prześledzimy polską debatę społeczno-polityczną w zakresie migracji, sprowadzamy to tylko do jednego, a mianowicie zagrożenia: przyjdą i będą gwałcić nasze córki czy żony. To skutkuje tym, że znaczna część firm rodzinnych jest w bardzo trudnej sytuacji – zauważył.
– My, Polacy ostatnio zajęliśmy się za bardzo sobą, koncentrując się na kampaniach wyborczych i politycznych rozstrzygnięciach. Zapominamy o tym, że życie składa się z drobiazgów i właśnie z nich wychodzi albo sukces, albo porażka – wyjaśnił Piechociński.
PRL odrzucił nas od działalności spółdzielczej
Zdaniem byłego wicepremiera, należy martwić się tym, że wciąż brakuje silnego impulsu do podjęcia "działań wspólnotowych".
– Chodzi o bycie drużyną, jednym zespołem. Okazuje się, że PRL odrzucił nas od działalności spółdzielczej, kolektywnej. Znaczana część grup producenckich zbudowanych w oparciu o impulsy środków unijnych już nie istnieje albo przeżywa określone kłopoty.
* Janusz Piechociński był posłem I, II, IV, VI i VII kadencji (1991–1997, 2001–2005, 2007–2015). W latach 2012–2015 był wiceprezesem Rady Ministrów i ministrem gospodarki, a także prezesem PSL.
Krzysztof Zacharuk