Eksperci Komisji Europejskiej podczas spotkania z polskimi dziennikarzami podsumowali w Brukseli, co stoi za decyzjami Waszyngtonu i jakie są możliwe scenariusze dla Europy.
„America First” i odejście USA od zasad WTO
Tuż po objęciu urzędu przez Donalda Trumpa Biały Dom opublikował dokument „America First Trade Policy”, a urząd przedstawiciela USA ds. handlu (USTR) przedstawił szczegółową agendę jej wdrażania.
Już pierwszy akapit dokumentu USTR brzmiał: „Stany Zjednoczone są najbardziej imponującym narodem, jaki świat kiedykolwiek znał”. To dobrze oddaje ton – mało dyplomatyczny, mocno ideologiczny.
Kluczowe założenia amerykańskiej strategii:
- Redukcja deficytu handlowego USA rzędu ok. 1 mld dol. rocznie.
- Powrót do „gospodarki produkcyjnej” i reshoringu przemysłu do USA.
- Powiązanie handlu z bezpieczeństwem narodowym.
- Skoncentrowanie się na Chinach jako głównym rywalu geopolitycznym i gospodarczym.
Przełomowym krokiem była decyzja z 2 kwietnia o nałożeniu ceł na towary z całego świata – w różnych wysokościach w zależności od kraju i skali deficytu.
To otwarte odejście od podstawowej zasady WTO – klauzuli największego uprzywilejowania (MFN), zgodnie z którą kraj stosuje jedną stawkę celną wobec wszystkich partnerów i nie dyskryminuje wybranych państw.
Przykładowe stawki ogłoszone przez USA:
- Chiny – 55%,
- Wielka Brytania – 10%,
- Unia Europejska – 20% (później obniżone).
Dla UE, której cały system gospodarczy opiera się na rządach prawa i przewidywalnych regułach, tak jednostronne posunięcia USA oznaczają podważenie stabilności globalnego handlu, w tym wymiany transatlantyckiej.
Skala powiązań UE–USA: 1,7 mld euro handlu i 4,8 mld euro inwestycji
Według danych prezentowanych przez ekspertów Komisji:
- roczna wymiana towarów i usług między UE a USA to ok. 1,7 mld euro – ok. 20% światowego handlu,
- dwustronne inwestycje (w obie strony) sięgają 4,8 mld euro.
Przy takich wartościach każda zmiana reguł gry – choćby podniesienie ceł na wybrane towary – ma:
- duży wpływ na łańcuchy dostaw,
- konsekwencje dla zatrudnienia,
- wpływ na decyzje inwestorów.
Nie jest to tylko problem abstrakcyjnej „polityki handlowej”, ale realnej gospodarki w UE, USA i ich sektorach eksportowych, także rolno‑spożywczym.
Porozumienie UE–USA ze Szkocji: 15% zamiast 30% cła
Po serii tweetów, rozporządzeń i groźby ceł sięgających nawet 30% na towary z Europy, UE i USA wypracowały kompromisowe porozumienie (tzw. „deal szkocki”), wynegocjowane między Donaldem Trumpem a przewodniczącą Komisji Ursulą von der Leyen.
Główne elementy:
- Sufit 50% – w praktyce ograniczenie wzrostu wartości eksportu UE do USA.
- 0% ceł na amerykańskie towary przemysłowe w UE.
- Dodatkowe kontyngenty dla wybranych produktów rolnych.
Poziom ceł na część eksportu z UE do USA został podniesiony do ok. 15%, podczas gdy dotychczasowa średnia stawka MFN wynosiła 2–3%.
Eksperci Komisji przyznają, że:
- porozumienie nie jest „idealnie zrównoważone”,
- ale alternatywą była pełnoskalowa wojna handlowa, przy szacunkowo nawet 5 mln miejsc pracy zagrożonych po obu stronach Atlantyku.
Z punktu widzenia biznesu:
- ok. 15% cła nadal pozwala utrzymać większość przepływów handlowych,
- 30% – w praktyce „zabija” część kierunków eksportu.
Wdrażając porozumienie, UE wpisała w swoje przepisy:
- klauzule ochronne – możliwość czasowego ograniczenia preferencji, jeśli import z USA gwałtownie wzrośnie i uderzy w unijny sektor,
- klauzule zawieszenia – jeśli USA nie będą przestrzegać uzgodnień, UE może przywrócić część ceł (np. na komponenty samochodowe).
Problem USA nie tylko w cłach, lecz w konkurencyjności i standardach
Eksperci KE podkreślają, że podwyższenie lub obniżenie ceł nie rozwiązuje kluczowych problemów USA z konkurencyjnością.
Przykład:
- nawet przy 0% cła na samochody, amerykańskim producentom trudno jest znacznie zwiększyć sprzedaż w Europie,
- powód: brak zgodności z europejskimi normami technicznymi i środowiskowymi.
Podobnie wygląda sytuacja w wielu innych sektorach – to nie wysokość cła jest główną barierą, lecz standardy, technologia i pozycja konkurencyjna.
Dywersyfikacja: UE nie może mieć „wszystkich jaj w jednym koszyku”
Jedną z najważniejszych lekcji dla UE z ostatnich kilku lat jest konieczność dywersyfikacji partnerów handlowych.
Unia:
- przyspiesza rokowania z Indiami,
- prowadzi rozmowy z krajami Azji Południowo‑Wschodniej (ASEAN),
- stara się finalizować „zamrożone” lub przeciągające się porozumienia (np. Mercosur).
Cel:
- zmniejszyć ryzyko wynikające z uzależnienia od jednego wielkiego partnera (USA lub Chin),
- mieć „więcej koszyków” dla swoich „jajek” eksportowych – także w rolnictwie i przemyśle spożywczym.
Energia, LNG i odejście od Rosji: większa rola USA w miksie UE
W lipcowym wspólnym oświadczeniu UE–USA pojawił się mocny komponent energetyczny.
UE zobowiązała się do zakupu w ciągu trzech lat:
- energii (w tym LNG, a także komponentów związanych z energetyką jądrową) z USA o wartości ok. 750 mld dolarów.
W praktyce oznacza to:
- istotne zwiększenie udziału USA w rynku gazu i energii w Europie,
- zastępowanie dostaw z Rosji surowcami z USA i innych kierunków.
Według szacunków przedstawionych w Brukseli:
- już dziś ponad 50% importowanej energii (w tym LNG) pochodzi z USA,
- po pełnym wdrożeniu porozumień udział może wzrosnąć nawet do ok. 60%.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa UE:
- ryzyko geopolityczne jest oceniane jako niższe niż w przypadku uzależnienia od Rosji,
- ale rośnie ekonomiczna wrażliwość na politykę USA i ich wewnętrzne decyzje.
Chiny: „de-risking”, a nie „decoupling”
W relacjach z Chinami UE stara się zachować równowagę:
- z jednej strony uznaje problem dużego deficytu handlowego, nadprodukcji i nieuczciwej konkurencji (np. w pojazdach elektrycznych),
- z drugiej – nie prowadzi wojny handlowej na wzór USA.
Strategia UE to tzw. de‑risking:
- zmniejszanie ryzyka uzależnienia od jednego dostawcy lub rynku,
- dywersyfikacja źródeł surowców i komponentów,
- wzmacnianie własnych zdolności produkcyjnych w sektorach strategicznych (np. półprzewodniki, baterie).
Decoupling (pełne „odłączenie się”) jest uznawany za:
- kosztowny,
- trudny politycznie (różne interesy 27 państw członkowskich),
- potencjalnie groźny dla europejskiego przemysłu i rolnictwa (utrata rynku zbytu, utrudnienia w łańcuchach dostaw).
Big Tech i regulacje cyfrowe: UE broni własnych zasad
W sporach wokół regulacji cyfrowych (DMA, DSA, kary dla platform takich jak X/Twitter) UE stoi na stanowisku:
- reguluje własny rynek na własnych zasadach,
- słucha argumentów USA i branży,
- ale nie „rozwadnia” przepisów pod presją Waszyngtonu.
Eksperci KE mówią wprost o obronie „autonomii regulacyjnej”. Ewentualne korekty przepisów cyfrowych:
- mogą wynikać z troski o konkurencyjność europejskiej gospodarki,
- ale nie są traktowane jako „ustępstwo wobec USA”.
Zwracają też uwagę, że różnica w PKB UE–USA wynika w dużej mierze z przewagi USA w big tech i sektorze cyfrowym, co dla Europy powinno być impulsem do:
- inwestowania w innowacje,
- lepszego wykorzystania danych,
- rozwoju własnych technologii.
Jak to wszystko dotyczy Polski i sektora rolno‑spożywczego?
Dla polskiej gospodarki – w tym rolnictwa i przemysłu spożywczego – te procesy mają kilka praktycznych konsekwencji:
- Zmiany w globalnych przepływach handlowych (USA–Chiny–UE) wpływają na ceny surowców, popyt na europejską żywność i konkurencję na rynkach trzecich.
- Większa rola USA w dostawach energii przekłada się na koszty produkcji (gaz, energia elektryczna), a więc pośrednio na opłacalność produkcji rolnej.
- Nowe umowy handlowe UE z innymi regionami (Indie, ASEAN, Mercosur) mogą otwierać szanse eksportowe dla sektora rolno‑spożywczego, ale też zwiększać konkurencję na rynku unijnym.
- Spór USA–Chiny i europejska polityka „de‑riskingu” mogą wpływać na ceny nawozów, maszyn, elektroniki i innych komponentów ważnych dla rolnictwa.
Z perspektywy polskich producentów warto śledzić:
- jak UE zabezpiecza interesy rolnictwa i przemysłu w kolejnych umowach (kontyngenty, klauzule ochronne, wymogi jakościowe),
- jak zmiany w polityce energetycznej i klimatycznej (w tym Zielony Ład) będą łączone z nowymi układami handlowymi,
- czy i jak UE wykorzysta presję amerykańską jako impuls do wzmocnienia własnej konkurencyjności, zwłaszcza w obszarach technologii i energii.
Eksperci Komisji podkreślają: świat się zmienia, a Europa – zamiast polegać tylko na jednym sojuszniku – musi budować szeroką sieć stabilnych, lecz realistycznie skalkulowanych relacji handlowych.
