1000 robotów Lely w polskich oborach
Jeszcze kilkanaście lat temu rolnik z robotem udojowym był wyjątkiem. Dziś automatyzacja doju staje się „chlebem powszednim” w coraz większej liczbie gospodarstw mlecznych. Firma Lely East sprzedała już na polski rynek około tysiąca robotów udojowych. Nie wszystkie są jeszcze uruchomione, ale w krótkim czasie większość z nich zacznie pracować w oborach. To pokazuje, jak szybko zmienia się krajowa produkcja mleka.
Automatyzacja przestała być postrzegana wyłącznie jako wygoda. Stała się niezbędnym narzędziem do utrzymania konkurencyjności i kontroli kosztów produkcji – zwłaszcza kosztów pracy, na które rolnik ma realny wpływ, w przeciwieństwie do ceny skupu mleka.
- Kiedy mówimy dzisiaj o automatyzacji, to wszyscy się zastanawiają, dlaczego ta automatyzacja wchodzi tak głęboko, szybko i mocno na nasz rynek. Wszyscy ograniczają to albo mocno próbują ograniczyć to do problemów związanych z pracą, z ludźmi, czyli z kosztami pracy. Tak naprawdę, kiedy się zastanowimy, to rolnik, producent mleka nie na wpływu, za ile on sprzeda to mleko. Ma wpływ jedynie na to, że może ograniczyć koszty, a w związku z tym koszty pracy są tutaj dosyć istotne. Automatyzacja na pewno jest takim elementem, który pomaga bardzo łatwo osiągnąć ten cel. Rolnik ma jeszcze wpływ efektywność produkcji i wydajność stada - mówił w rozmowie Andrzej Adryan.
Gospodarstwo rodzinne 2.0: od 20 do 120 krów i więcej
Polska wciąż opiera się na gospodarstwach rodzinnych, ale ich skala diametralnie się zmieniła. Kiedyś „dobrze radzącym sobie” gospodarstwem było to z 20 krowami. Dziś standardem staje się stado liczące około 120 krów, a za optymalny model rodzinnego gospodarstwa – wzorem Europy Zachodniej – uznaje się przedział 100–200 krów.
Robotyzacja wchodzi więc zarówno do mniejszych, jak i większych obór:
- urządzenia cieszą się największym zainteresowaniem w gospodarstwach z 50–60 krowami,
- automatyzacja obejmuje także duże fermy z kilkuset, a nawet blisko tysiącem krów dojnych – w Polsce działa już kilka w pełni zrobotyzowanych gospodarstw wielkotowarowych.
To właśnie w gospodarstwach rodzinnych, które powiększają stada, automatyzacja staje się kluczowa dla utrzymania konkurencyjności, zwłaszcza wobec rosnących kosztów pracy i presji na skalę produkcji.
Nie tylko mniej pracy, ale więcej mleka: jak robot wpływa na wydajność?
Coraz więcej rolników traktuje automatyzację nie jako sposób na „ucieczkę od doju”, ale jako narzędzie do zwiększania efektywności produkcji. Model jest prosty, rolnik ma ograniczony wpływ na cenę sprzedaży mleka, ale ma natomiast wpływ na poziom kosztów i wydajność stada.
Standardem w wielu oborach stała się dzienna produkcja na poziomie 30–35 kg mleka od krowy. Celem jest dziś osiąganie wydajności rzędu 40 kg i więcej. Aby to było możliwe, potrzebne są:
- ciągły dostęp krowy do doju,
- stały dostęp do paszy i wody,
- minimalizacja stresu, brak sztywnych godzin pracy w oborze.
Robot udojowy zapewnia właśnie taki komfort – krowa sama decyduje, kiedy chce być wydojona, napić się czy pobrać paszę. To przekłada się na lepsze zdrowie, wyższą wydajność i bardziej przewidywalne wyniki produkcyjne.
Polska w czołówce. Tańsza produkcja, ale przewaga topnieje
Podczas Forum Filip Goetz z IFCN zwrócił uwagę, że Polska wciąż ma przewagę konkurencyjną nad sąsiadami: niższe koszty produkcji i wyższą dochodowość. Ta przewaga jednak stopniowo maleje.
Aby ją utrzymać, polskie gospodarstwa muszą zwiększać skalę produkcji, rozbudowywać stada i równolegle wdrażać automatyzację oraz zaawansowane systemy zarządzania.
Automatyzacja nie jest więc modą, tylko odpowiedzią na realne wyzwania: brak rąk do pracy, rosnące koszty, potrzebę rosnącej wydajności i profesjonalizacji zarządzania.
Robot jako centrum dowodzenia. Dane ważniejsze niż stal i śruby
Kluczowa zmiana mentalna polega na tym, że rolnik przestaje być tylko wykonawcą pracy fizycznej, a coraz bardziej staje się menedżerem produkcji.
Robot udojowy nie jest już „tylko maszyną do dojenia” – to element zintegrowanego systemu zarządzania stadem, który:
- zbiera ogromne ilości danych o każdej krowie,
- monitoruje jej zachowanie i zdrowie 24/7,
- analizuje parametry produkcji, rozrodu i żywienia.
Największym wyzwaniem przestaje być sam dostęp do danych, a ich selekcja: umiejętność wybrania tych informacji, które są naprawdę kluczowe dla danego gospodarstwa. To w tym miejscu do gry wchodzi sztuczna inteligencja.
Lely Horizon: sztuczna inteligencja w oborze już dziś
System Lely Horizon, wprowadzony masowo na polski rynek w czerwcu, to przykład tego, jak sztuczna inteligencja realnie wspiera zarządzanie stadem. Oprogramowanie analizuje dane z robotów udojowych i systemów monitoringu, proponuje konkretne działania dla pojedynczej krowy, całego stada i całego gospodarstwa, pomaga dobrać optymalne rozwiązania do indywidualnych warunków.
Rolnik nie musi samodzielnie „przekopywać się” przez setki parametrów. System podpowiada mu, co jest najważniejsze i jakie decyzje przyniosą najlepszy efekt – czy to w obszarze zdrowotności, rozrodu, czy wydajności.
Według Andrzeja Adryana, polscy producenci mleka są mentalnie i kompetencyjnie przygotowani, aby przejść z roli dojarza do roli zarządcy nowoczesnej technologii. Coraz więcej z nich świadomie inwestuje w narzędzia, które wymagają myślenia strategicznego, a nie tylko pracy fizycznej.
ZETA: całodobowy monitoring krowy i zdrowia stada
Podczas sesji mleko zaprezentowano także system ZETA – kolejne rozwiązanie Lely, które bazuje na sztucznej inteligencji i rozbudowanym monitoringu. To narzędzie obserwuje krowę nie tylko w trakcie doju, ale przez 24 godziny na dobę, rejestruje jej zachowanie w różnych strefach obory, śledzi stan zdrowotny i aktywność oraz umożliwia wczesne wykrywanie problemów i szybką reakcję.
ZETA ma pomóc rolnikowi nie tylko „widzieć więcej”, ale też podejmować trafniejsze decyzje w oparciu o dane – od profilaktyki zdrowotnej po optymalizację produkcji.
Globalna wiedza w lokalnej oborze: nowy etap rozwoju
Kolejny krok rozwoju, który jeszcze niedawno wydawał się futurologią, polega na wykorzystaniu globalnej bazy doświadczeń. W praktyce może to wyglądać tak:
- system porównuje dane z polskiego gospodarstwa z wynikami podobnych obór na świecie (np. w Nowej Zelandii),
- analizuje genotyp, system żywienia, poziom produkcji,
- wskazuje sprawdzone w innych warunkach rozwiązania, które mogą pomóc osiągnąć założone cele w danym stadzie.
Innymi słowy – polski rolnik, siedząc we własnej oborze, będzie mógł korzystać z know-how najlepszych gospodarstw z innych kontynentów, a sztuczna inteligencja podpowie mu, które z tych praktyk mają sens w jego realiach.
Bez wsparcia się nie da. Farm Management Support w praktyce
Zaawansowana technologia wymaga wsparcia, dlatego Lely wprowadziło dział Farm Management Support. To zespół specjalistów, których zadaniem jest:
- towarzyszyć rolnikowi nie tylko przy starcie robotów i systemów,
- ale także przez cały okres użytkowania technologii,
- pomagać w interpretacji danych,
- sugerować kierunki działań i optymalizacji produkcji,
- uczyć, jak w pełni wykorzystywać potencjał automatyzacji i AI.
Połączenie nowej technologii, sztucznej inteligencji i stałego doradztwa ma być gwarancją, że inwestycje w automatyzację są dla rolnika nie tylko technicznie osiągalne, ale też realnie opłacalne.
Polska branża mleczarska: od „ucznia” do lidera
Zdaniem Andrzeja Adryana, polskie rolnictwo mleczne może stać się wzorcem nie tylko dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ale i dla wielu rynków poza naszym kontynentem. Już dziś mamy elastyczną, wciąż w większości rodzinną strukturę gospodarstw, dynamicznie zwiększamy skalę produkcji, szybko wdrażamy automatyzację i systemy oparte na sztucznej inteligencji, a rolnicy są gotowi mentalnie i organizacyjnie na zmianę modelu pracy.
Automatyzacja doju i zarządzania stadem przestaje być opcją „dla nielicznych”. Staje się fundamentem nowoczesnego, rentownego gospodarstwa mlecznego – od 50 krów po kilkaset sztuk w oborze.
